Uratuj mnie przed utonięciem w morzu,
Pokonaj mnie na brzegu …..
Tak się zaczyna piosenka Robbie Williamsa pod tytułem, o dziwo, „Droga do Mandalay”. Nawet przy największych, dobrych chęciach, w żaden sposób nie mogę odnaleźć w klimacie piosenki rzeczywistości, która mnie otacza. Znakomicie natomiast na wyobraźnię działa wiersz Rudyara Kiplinga o tym samym tytule. Czas się zatrzymał przynajmniej 100 lat temu. Taki sam rozklekotany, staroświecki statek, te same mętne wody rzeki Ayeyarwady. Płynę natomiast w przeciwnym kierunku, z Mandalay, do Bagan. Senny rejs w dół rzeki, przy monotonnym terkocie motorów, w zapachach smarów i paliwa, raz został zakłócony. Nasz statek podpłynął jak najbliżej gliniastego brzegu rzeki. Po przerzuconych, chybotliwych deskach weszła na pokład spora grupka tubylców, w tym sporo dziewcząt z wymalowanymi na biało policzkami, taki tu przejaw elegancji. Z niesłychaną zręcznością wyładowano porcję worków z ryżem i statek ruszył w dalszą drogę. Podczas całego rejsu, na prawym i lewym brzegu widoczne są nieustannie stupy, najczęściej złocone, mimo upływu wieków ciągle w świetnym stanie. Po kilku godzinach ilość i zagęszczenie stup po lewej stronie wyraźnie się zwiększyła. Położony w zakolu rzeki Bagan (Pagan) uznawany jest przez wielu za najbardziej niezwykły, cudowny widok nie tylko w Birmie, a nawet w całej południowo-wschodniej Azji.
Inskrypcje w języku pali, pochodzące z czasów największej świetności nazywały miasto – Arimaddanapura (Miasto Zgładzonego Wroga) lub Tambadija (Miedziane Miasto).
Używana dzisiaj nazwa Bagan pochodzi prawdopodobnie od Pukam, nazwy używanej przez ludy żyjące w XI wieku na terenie współczesnego Wietnamu. W starej wymowie birmańskiej nazwa brzmiała jako Bagan, zniekształcona przez Anglików na Pagan.
Ruiny tysięcy samotnych stup (zedi) i klasztorów (patho) rozciągają się we wszystkich kierunkach. Najstarsze przekazy z XIII wieku mówią o blisko czterech i pół tysiącu obiektów sakralnych. Dokonane przez czas, a częściej ręką ludzką, zniszczenia sprawiły, że w 1901 roku doliczono się tylko(?) 2157 pojedynczych pomników przeszłości. Ciągle jeszcze ślady, niekiedy to tylko stosy wypalonych cegieł, wskazują na ponad 4000 miejsc archeologicznych.
„Złoty czas” Bagan trwał wcale niedługo, raptem dwa i pół wieku. Początek świetności, to czasy panowania największego króla – Anawrahty (1044-1077). Były to czasy wielkiej transformacji religijnej, która objęła znaczną część półwyspu Indochińskiego. Rozkwitła odmiana buddyzmu Mahayana była wypierana przez klasyczną, starszą wersję – Theravadę. Głównym ośrodkiem nowej na tej ziemi religii było miasto Thaton, stolica autochtonicznego ludu Mon. Lud ten nie tylko jako pierwszy akceptował buddyzm, ale jego kultura wywarła chyba największy wpływ na większość sąsiadów, także tam znacznie później Syjamczyków (Tajów) i Laotańczyków. Król Manuha z miasta Thaton wysłał gromadę buddyjskich mnichów do rodzącego się królestwa na północy, by ci przekonali Anawrahtę do nowej religii. Władca z Bagan musiał już się poczuć na tyle mocny, by zażądać wydania świętych ksiąg i najważniejszych relikwii. Spór musiał zakończyć się wyprawą wojenną armii z Bagan. Zdobycie Thaton w 1057 roku było początkiem świetności królestwa w Bagan. Podczas zwycięskiej wyprawy zabrano 32 święte księgi Tripitaka , a także samego króla Manuhę i wszystkich mnichów i mędrców. Stare przekazy mówią o 30000 więźniów Mon zmuszonych do przejścia do Bagan. To wystarczyłoby rozpocząć wielki program budowy sakralnych obiektów. Pierwszą, a zatem najstarszą jest świątynia Shwesandaw Paya, jako symbol rodzącego się imperium.Z tego samego czasu pochodzi najbardziej znana birmańska świątynia Shwezigon Paya, która później stała się wzorcem dla budowy charakterystycznych stup w całej Birmie. Nawet dla przywiezionych na 30 słoniach świętych ksiąg – Tripitaka, wybudowano specjalna bibliotekę – Pitaka Taik. W relatywnie krótkim czasie Bagan stał się centrum buddyzmu Theravada, dokąd przybywali pielgrzymi z całej południowo-wschodniej Azji. Budowle kontynuowano praktycznie do końca istnienia imperium i proces ten musiał trwać intensywnie, bez przerwy.
Nie ma zgodności między historykami na temat hipotez odnoszących się do upadku imperium, to niewątpliwie oczywiste wydarzenia musiały wstrząsnąć tą częścią świata. Wiek XII przynosi nieprawdopodobny rozkwit mocarstwa plemion mongolskich.
Pierwszy władca, Dżingis Khan zdołał zjednoczyć większość plemion mieszkających na mongolskich równinach. Zapuścił się nawet na południe za chiński mur. Jednak całą energię skierował na zachód, a niektóre jego oddziały zapędziły się nawet pod Legnicę. Natomiast wnuk Dżingis Khana, Kubilaj Khan , poczynał sobie całkiem śmiało na południu docierając daleko w głąb Chin i wkrótce stał sie pierwszym cesarzem dynastii Yuan ze stolicą w Dadu (dzisiaj Pekin). Hordy Mongołów dotarły także do Bagan w 1287 roku i był to ostateczny koniec imperium Bagan. Budowane szybko kompleksy świątynne jeszcze szybciej zostały zburzone. Pozyskany w ten sposób budulec posłużył do budowy fortyfikacji nad rzeką Ayeyarwady. Miasto jeszcze trwało, chociaż pod nowymi porządkami na wzór mongolski. Takie Bagan zapewne oglądał Marco Polo, co opisał w kronikach z 1298 roku. Po mongolskich zawieruchach Bagan około 100 lat pełniło jeszcze rolę centrum religijnego i kulturalnego. Dopiero wojny w XIV wieku, między ludami Mon, Chan i Bamar, o dominację w północnej części półwyspu Indochińskiego.
Na następne cztery stulecia rejon Bagan został definitywnie opuszczony i zdany na łaskę rozmaitych awanturników, złodziejaszków, rzezimieszków. Paradoksalnie skolonizowanie przez Anglików przerwało ten proceder. Natomiast odzyskanie przez Birmę niepodległości niekoniecznie skutkowało opieką nad tymi niezwykłymi miejscami. Nadto miary złego dopełniło silne trzęsienie ziemi 1975 roku. Dopiero wtedy ruszyły dość energicznie pracę rekonstrukcyjne, przy wydatnej opiece UNESCO. Dzisiaj najpiękniej prezentuje się świątynia Ananda Pahto, jako przykład znakomitej przeszłości Bagan. Chociaż niektórzy przedkładają niewielkie fragmenty ceglanych murów i stup rozsianych wśród upraw orzeszków ziemnych, z których większość nie ma nazwy , tylko numery katalogowe.
Statek wyraźnie zwolnił i przybił tym razem do lewego brzegu. Najpierw tradycyjnie po deskach, a potem po gliniastym zboczu trzeba podejść w kierunku Starego Bagan. Po drodze tylko opłata 10 dolarów amerykańskich i już można buszować po okolicznych ruinach do woli. Dodatkową zaletą Birmy jest niespotykane bezpieczeństwo w tym biednym kraju. Mimo, że nie widać nigdzie mundurowych, to przestępczość statystycznie sięga zeru. Przez zawirowania głównie polityczne, Birma ciągle rzadko jest odwiedzana przez obcokrajowców. Pozbawiona tłumów i turystycznego „blichtru” jest miejscem nadzwyczaj autentycznym, także w relacjach z miejscową ludnością.
Leave a Reply