W Kenii od wielu tygodni nie padał deszcz. Każdy pojazd wznieca nad sawanną prawdziwe chmury kurzu. Spalone słońcem charakterystyczne akacje niewiele dają cienia umęczonym zwierzętom. Całe stada zebr i antylop gnu szukają resztek zielonego pożywienia. Kiedy w południe słońce przygrzewa najmocniej, zebry ustawiają się parami blisko siebie, by dać sobie nawzajem choćby namiastkę cienia. Wyjątkowo wyboista droga z Nakuru do parku Masai-Mara ciągnie się w nieskończoność. Dzielny Land Rover musi sobie dawać radę z dziurami w drodze, tak jak my z wszechobecnym kurzem podrywanym przez jego koła. Kilkaset metrów w bok od piaszczystej drogi pojawia się kilka drzew i kępa dość gęstych krzaków, ponad którymi pokazały się szare dachy prymitywnych chatek. Krzaki okazały się ułożonym ludzką ręką ogrodzeniem z ciernistych krzewów chroniącym kraal, masajską zagrodę dla bydła. Wewnątrz ustawiono w kręgu kilkanaście typowych domostw tego tajemniczego ludu. Kiedy podjechaliśmy całkiem blisko wioski i kiedy opadł kurz, ujrzeliśmy stojących w cieniu drzewa kilku moranów – masajskich wojowników.
Każdy z nich nienaturalnie smukły i wysoki, stojąc na jednej nodze i wsparty na swojej włóczni, przyglądał się obojętnie przybyłym mzungu, białym gościom.
Ich nieruchome, niemal czarne, błyszczące ciała przepasane w biodrach i przez ramie jaskrawo-czerwoną kangą, bardziej przypominają spiżowe posągi, niż żywe istoty.
Niezbyt długo trwa kurtuazyjna wymiana uprzejmości, czemu skutecznie pomogło kilka banknotów w zielonym kolorze.
Już całkiem uprzejmie wojownicy zapraszają nas do odwiedzin w swoim świecie, gdzie czas zatrzymał się dobre kilka wieków temu.
Wcześniej możemy bliżej przyjrzeć się wyszukanym ozdobom wojowników. Szczególną uwagę przyciągają liczne bransolety na przegubach dłoni, rozmaite naszyjniki, a zwłaszcza wykwintne zdobienia głowy. Wszystko wykonane z metalu i wielobarwnych koralików. Wojownicy splatają długie włosy w setki drobnych warkoczyków, zlepionych dodatkowo czerwoną gliną. Ta sama czerwona maź służy do malowania twarzy i ramion przy specjalnych okazjach.
Niezbędnym atrybutem masajskiego mężczyzny, obok włóczni, jest rungu
, rodzaj drewnianej pałki, niekiedy bogato rzeźbionej.
Wojownik zajmuje się wyłącznie największym skarbem Masajów, zwierzętami.
Na kobiety spada cała reszta życiowych obowiązków. Kobiety stroją się bardziej szczelnie rodzajem kolorowych tunik i peleryn. Ogolone głowy również zdobią koralikowymi opaskami.
Możemy wreszcie rozejrzeć się po zagrodzie. Większość miejsca w wiosce wypełnia rozległy plac pokryty grubą warstwą krowiego łajna, gdzie na noc spędza się krowy i kozy dla ochrony przed dzikimi zwierzętami. Lew do dzisiaj pozostał największym wrogiem Masajów.
Kolczaste gałęzie w ogrodzeniach tworzą skuteczne zabezpieczenie.
Tradycyjną chatkę – manyatta, budują wyłącznie kobiety. Na konstrukcję patyków i splecionych gałązek nakłada się niczym tynk krowie łajno. Wnętrze jest wyjątkowo mroczne i duszne, bo często tli się pośrodku skromne palenisko. Zwykle jest miejsce na 2 – 3 posłania do spania, gdzie wprost na ziemi układa się bydlęce skóry bądź pledy. Niezwykłą scenerię masajskiej siedziby uzupełnia nieodzowny „zapach” i niezliczone roje much.
W porze deszczów dodatkowo pojawiają się chmary komarów.
Masajowie żywią się głównie mięsem hodowanych przez siebie kóz, oraz mlekiem krów. Niekiedy rytualnie piją bydlęcą krew wymieszaną z mlekiem.
Ostatnio uzupełnieniem skromnej diety bywa kukurydziana mąka, którą muszą kupować, bowiem sami nie uprawiają ziemi. Zaskakująca jest u Masajów silna tradycja, zgodnie z która żaden wojownik nie dotknie pożywienia przygotowanego przez kobietę, a nawet gdy na nie patrzyła.
Nie wolno im też jeść w obecności kobiet. Dozwolone jest natomiast wspólne picie miejscowej herbaty z ziół, którą pije się tu przy każdej okazji. Poczęstunek herbatką jest też wyrazem najwyższej gościnności Masajów.
Największym dla nich problemem jest częsty brak wody, niezbędnej dla ludzi i zwierząt
Masajowie należący do grupy językowej Nilotic przywędrowali na sawanny wschodniej Afryki z północy, z doliny Nilu, jak się ocenia 5 wieków przed Chrystusem.
Przez wieki zamieszkiwali rozległe podnóża świętej góry Kilimandżaro, którą według ich wierzeń zamieszkiwały najważniejsze bóstwa. Późniejsze czasy kolonialne, utworzenie nowych państw (Kenia, Tanganika), a zwłaszcza powstanie parków narodowych i rezerwatów, z
musiły Masajów do opuszczenia tradycyjnych terenów, ale nie do zaprzestania koczowniczego trybu życia. Pozostali jedynym plemieniem w tej części Afryki wiernym swoim tradycjom sprzed wieków.
W pewnej chwili gromada wojowników zaczyna biegać wkoło nas szeregiem. Jeden z nich piskliwie zawodzi, a pozostali wydają charakterystyczne westchnięcia, które mają przypominać pochrząkiwania lwa. Zaczyna się rytualny taniec Masajów. Wnet wojownicy zatrzymują się, tworząc półokrąg. Jeden z nich wysuwa się przed szereg i zaczyna wyskakiwać w miejscu na nierealna wysokość. Jego miejsce zajmują po kolei pozostali wojownicy, popisując się bardziej sportowymi, niż tanecznymi umiejętnościami.
Przyglądam się jednemu z moranów. Czy tak wglądał Letinga, masajski mąż pewnej dziewczyny ze Szwajcarii, która spędziła wśród swojej nowej rodziny niemal 4 lata. Niewyobrażalnie silna musiała być miłość Corinne Hofmann do masajskiego wojownika, dla którego nie zawahała się porzucić komfortowe życie w dostatniej ojczyźnie i zamieszkać w warunkach przekraczających najbardziej odważne wyobrażenie przeciętnego Europejczyka. Swoje dramatyczne i niewiarygodne losy, już po powrocie do Szwajcarii, opisała w książce „Biała Masajka”. Książka ta przetłumaczona na 15 języków stała się światowym bestsellerem, a na jej podstawie nakręcono również film.
Poruszeni do głębi warunkami, w jakich żyją współcześni nam ludzie na ziemi, wsiadamy do naszego Land Rovera. Takie doświadczenia na długo pozostają w pamięci i uczą pokory do niedogodności naszego, „nowoczesnego świata”
Leave a Reply