Na częste zadawane w ankietach pytanie: Co jest twoim największym marzeniem?, bardzo często pada odpowiedź: Podróże. Podróż też bywa synonimem przygody, ale przeciwnie już niekoniecznie. Zresztą obydwa słowa praktycznie pozbawione są jednoznacznej definicji. Człowiek wędrował od zawsze, ale zaczynał zupełnie z innych powodów. Pojęcia; turystyka, zwiedzanie, poznawanie itp. zwyczajnie nie istniały. Przemieszczanie związane było wyłącznie z poszukiwaniem warunków do życia, przetrwaniem. Znacznie później, kiedy byt bywał już znacznie lepiej zaspokojony, pojawiła się u ludzi potrzeba wymiany dóbr, czyli po prostu interes, co tym bardziej sprzyjało wędrówkom. Dzisiaj ten proces ciągle trwa, chociaż zdecydowanie więcej ludzi podróżuje dla przyjemności. Zjawisko to można nazwać ogólnie turystyką, jedna z trzech głównych lokomotyw ciągnącą globalną ekonomię. Jak zwykle musi się też pojawić jakieś „ale”. Każdy odnosi się do podróżowania inaczej. Ogromne pole interpretacji rozszerza się niemal w nieskończoność, a „wielka podróż” znaczy dla każdego coś innego. Wielki filozof antycznej Grecji, Arystoteles, twórca „doktryny środka”, głosił, że istnieją różne sposoby życia dla różnych ludzi. Co jest dobre dla jednego, nie musi być dobre dla drugiego. Jak to stwierdzić, chyba najlepiej przez doświadczenia. Znakomity pisarz Ernest Hemingway, potrafił zawiłości filozoficzne tłumaczyć w przewrotny, ale barwny sposób. Porównanie relacji człowieka do wina okazuje się wielce przydatne dla jego relacji do podróży.
Otóż dla młodego człowieka wszystkie czerwone wina wydają się okropnie gorzkie. Natomiast słodkie porto – owszem, zwłaszcza, że picie wina jest wtedy procesem przełykania, ażeby poczuć się beztrosko. To jest moment decydujący, bo albo ten młody człowiek zrazi się na zawsze do wina, albo zostanie jego pasjonatem. Wtedy przez całe życie będzie się uczył o winach, którego doświadczeniem pozostanie edukacja podniebienia. Stanie się ono z czasem coraz bardziej wykształcone i zdolne do oceny wyrafinowanego smaku. Końcowym osiągnięciem będzie przyjemność pełnego delektowania się jakimś Chateaux Margaux.
Czyż nie jest podobnie z podróżą, którą „smakosze” potrafią delektować się jak wybornym winem. Początki zwykle sięgają dzieciństwa. Może kogoś zabrali kiedyś rodzice na wycieczkę nad rzeczkę, do lasu… i skończyło to się marnie. A inny doznał olśnienia innością otaczającego świata i mimo, że niekiedy nie obyło się to bez dramatu, to już na zawsze każda okazja podglądania innych będzie bezdyskusyjna. Uzależnienie od spełnienia marzeń okaże się tak silne, że niemożliwe do wykorzenienia. Zresztą po co. Wtedy nie ma miejsca na ziemi nie wartego odwiedzenia choćby raz. Niewiele czasu już potrzeba, by rozróżnić co dla mnie jest dobre i na szczęście każdy będzie dochodził do tego inaczej. Nastąpi swoista specjalizacja. Jednych zafascynuje natura, czego następstwem będą wizyty na kolejnych wyspach, morzach, podejścia na kolejne góry i pod kolejne wodospady – lista nieskończona. Doznania estetyczne, emocjonalne są nieporównywalne i niezastąpione.
Inni będą szukać miejsc stworzonych przed wiekami ręką ludzką. Zawsze w takich miejscach jest spora porcja tajemniczości, co wznosi wyobraźnie na najwyższe półki.
Wreszcie przy każdej metodzie nastąpi kontakt z ludźmi, którzy często są potomkami tych, co dokonali czynów nadzwyczajnych. Ale przede wszystkim mają życie codzienne, jakże często różne od naszego. Ten sposób podglądania innych nabiera szczególnego znaczenia, ale też wymaga dużo większego zachodu, bo trzeba odwiedzać to samo miejsce wielokrotnie. Poznanie zacznie się dopiero po zdobyciu zaufania tubylców (wzajemnego) i wtedy otworzy się świat niezwykły.
Takie podglądanie najbardziej mnie fascynuje i mam niemałą satysfakcję z tego, że liczne grupy ludzi z odległych kontynentów zaufały mi, a ja dostąpiłem niesłychanych możliwości podglądania. Nie dyskwalifikuję to innych sposobów. Jak każdy mam swoje magiczne miejsca na globie, które pielęgnuję w wyobraźni. Jak najdalej jestem od układania rankingu, ale Machu Picchu (Peru), Bagan (Birma), Angkor (Kambodża) , Tikal (Gwatemala), Mykeny (Grecja), Niedzica, Białowieża (Polska) i cała masa innych, to miejsca, które zawsze powodują przyspieszone wydzielanie adrenaliny w moim organizmie. Dlaczego? Każde z tych miejsc zasługuję na specjalne pochylenie się nad nim, każde z osobna. Mało, każde też związane z ludźmi. Ale zostawmy to na następne spotkania.
(Tekst ukazał się w miesięczniku OIL „PULS” – nr. 12 -1, grudzień 2012 – styczeń 2013)
Buenas noches amigo Jacek espero este bien y digame cuando esta llegando a puno.
Saludos a su linda persona que hace falta a Puno.