Częste pytanie- czy warto pojechać do jakiegoś nieznanego miejsca? – traci sens już na wstępie. Nie ma na świecie takiego miejsca, które nie było by warte odwiedzenia choćby raz i nie ma innego sposobu, by się przekonać jakie one naprawdę jest. Mam pewną teorię związaną z podróżami. Pierwsza wizyta to zwiedzanie. Wszystkie rzeczy widzi się wtedy pierwszy raz i niekoniecznie wszystko się spamięta. Jeśli te nowe rzeczy zaistnieją w naszych emocjach, to podświadomie rodzi się chęć powrotu tam i wtedy zaczyna się etap poznawania. Można zacząć mówić o poznaniu miejsca po przynajmniej kilkunastokrotnych wizytach, a zwłaszcza po poznaniu miejscowych ludzi i to w relacjach raczej nie przypadkowych. Wtedy powroty stają się jeszcze bardziej emocjonalne niekiedy przybierając magiczne barwy.
Każdy ma swoje magiczne miejsca, do których ma niekoniecznie wytłumaczalny sentyment. Relacje takie rodzą się przeważnie w podświadomości w czasie mierzonym latami. Ekscytacja nimi często bywa bardzo subiektywna, ale zawsze jest to relacja bardzo przyjemna. Moimi miejscami na ziemi są Zakopane i Cusco (Peru) z bliższymi i dalszymi okolicami. Z dużą satysfakcją zauważam, że w tych okolicach udaje mi się spędzać najwięcej czasu. Ubolewam natomiast, że zaniedbałem ostatnio moją ukochaną Grecję i za mało czasu poświęcam krajom w Indochinach (Kambodża, Laos i Birma) oraz sawanną Kenii i Tanzanii., dalekiej Patagonii z Ziemią Ognistą.
Nie wydaje mi się nadzwyczajnym wyczynem przebywanie w odległych od tzw. cywilizacji rejonach, wśród prymitywnych zwyczajów (czy na pewno?). Przecież tam ludzie tak żyją od tysięcy lat i jest to całkiem naturalne. Nie dotyczy to oczywiście ekstremalnych warunków na przykład w górach wysokich, czy na środku oceanu w mizernej łupinie, bo są to okoliczności człowiekowi zupełnie nieprzyjazne. Natomiast życie od pokoleń w sztucznie rozwiniętej cywilizacji, w wielkich miastach, w oszalałym zniewoleniu od cyfrowej techniki (komputery, telefony, samochody ect) sprawia, że spędzenie biwaku w maju pod gołym niebem nad rzeczką, już nazywa się serwiwalem. W ohydnie skomercjalizowanym i konsumpcyjnym świecie doszło do porażającej utraty wartości, gdzie czas od dawna zwariował. Czy tak ma wyglądać środowisko przyjazne człowiekowi? Dlatego maniakalnie szukam miejsc, gdzie oprócz soczystej natury mam szansę znaleźć coś innego. Wdzięczne odpowiedzi tkwią w przeszłości i tajemniczych śladach czasów minionych, chociaż była to przeszłość najczęściej bardzo dramatyczna. Pieczołowicie pielęgnuję w sobie dystans do teraźniejszości i do przeszłości. Poza tym wzdrygam się na widok prostackiego ponuractwa, bezinteresownego pieniactwa i przypisywaniu śmiertelnie poważnej gęby do spraw śmiesznych, albo przynajmniej przyjemnych. Zatem, które miejsca zwłaszcza spełniły moje oczekiwania.
I jeszcze wiele miejsc, ale dzisiaj najbardziej ekscytujące dla mnie miejsca, bardzo historyczne, to : Vilcabamba i Machu Picchu w Peru oraz Bagan w Birmie